Przejdź do menu
Przejdź do ustawień dostepności
Przejdź do treści strony
Tradycje i obyczaje
Któż z nas – rodowitych kociewiaków, szczególnie tego średniego i starszego pokolenia nie brał kiedyś udziału w znanym tylko na Pomorzu i częściowo na Śląsku, zwyczaju tłuczenia butelek w domu panny młodej w przeddzień wesela, zwanym z niemiecka polterabendem, czy też nie płatał w sylwestrową noc psot i figlów, wyciągając sąsiadom furtki i bramy z zawiasów, bądź nie słyszał w swoim domu starych ludowych mądrości i przysłów związanych z przyrodą, czy też zwyczajami, obrzędami i wierzeniami…
Ta mądrość naszych przodków, która przejawia się właśnie w tradycjach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, czasami z bliska niezauważalna i nieuświadomiona, bo dla nas oczywista, stanowi bezcenne dziedzictwo, które pozwala nam mówić o Kociewiu i kociewiakach, kształtuje naszą tożsamość regionalną i przywiązanie do małej ojczyzny. Obyczaje i obrzędy na Kociewiu zwiazane są z obserwacją przyrody, pracą na roli, wynikają ze stosunków międzyludzkich, a nade wszystko ściśle związane są z tradycją chrześcijańską, a co za tym idzie, z rokiem liturgicznym Kościoła Katolickiego. Stąd też wyłania nam się obraz kociewiaków, którzy zawsze byli gościnni, życzliwi przybyszom, pracowici i gospodarni, a nade wszystko szanujący tradycję i wiarę swoich przodków.
Dawnych obyczajów rok cały
Miedzy wiarą, tradycją i obrzędem
Roman Landowski
(Wydawnictwo Bernardinum, Pelplin 2007)
Pochody gwizduchów
Od Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, które przypada na 8 grudnia, zwanego również na Pomorzu Matka Bożą Adwentową, na Kociewiu przygotowywano się do gwiazdorów, gwizduchów, gwiżdży lub gwiazdek, czyli odwiedzin kolędników w domowych zagrodach. Kolędowanie lub chodzenie po gwizdówce – dawniej na Kaszubach nazywane kozami – rozpoczynało się od trzeciej niedzieli adwentu. W starych kalendarzach skrupulatnie odnotowywano ten fakt, jako wydarzenie zapowiadające rychłe nadejście Bożego Narodzenia. Zespół przebierańców liczył od kilku do nawet kilkunastu osób. Najważniejszy był gwiazdor lub jego żeński odpowiednik – gwiazdka (piękna pani), którym towarzyszyła liczna grupa maszkar zwierzęcych: koza, kozioł, koń, wilk, bocian, niedźwiedź, krowa, byk – w innych regionach od tura zwany turoniem. Pochód zamykały postacie ludzkie: anioł, diabeł i śmierć (koniecznie ze swoim atrybutem – kosą). Całość dopełniali muzykanci. Pochód przebierańców odwiedzał każdą zagrodę, czyniąc różne figle, tańcząc, śpiewając i zbierając datki. Ominięcie jakiegoś domu było dla jego gospodarza wielkim dyshonorem i złą wróżbą, bowiem nie był godzien przedświątecznych pozdrowień i życzeń powodzenia w nadchodzącym nowym roku. Jednak były to rzadkie przypadki, gdyż kolędnicy szukali adwentowego pojednania.
Wigilijna wieczerza
Wieczerza wigilijna to najbardziej podniosłe i uroczyste stołowanie w całym roku, z którym nierozerwalnie związana jest tradycja łamania się opłatkiem. Wypiek opłatków jest pomysłem XVIII wieku, który zastąpił dawne obrzędowe podpłomyki. A te, pieczone z przaśnego ciasta, a więc bez zakwasu, przygotowywane były podobnie jak późniejsze opłatki z niewielkim dodatkiem soli. Podpłomyki miały kształt dużych nieregularnych placków, możliwie najcieńszych. Przed wiekami pieczono je na rozgrzanych kamieniach, potem wprost na kuchennej blasze, jeszcze później w chlebowych piecach. Były one głównym posiłkiem wigilijnego obiadu, podawane do słonego śledzia. Największy podpłomyk, znaczony krzyżem, służył do podziału między wszystkich domowników. Nazywano go osuchem lub proskurą, smarowano go miodem, żeby życie było słodsze. Częstowano nim nawet przygodnych wędrowców i przybłędów. Odmowa takiego poczęstunku była poważną obrazą. Wigilijny opłatek i wcześniejszy podpłomyk są odległym zwyczajem liturgicznego przełamania chleba – na znak jedności i chrześcijańskiej wspólnoty.
Od gwiazdki do Trzech Króli
Pożegnanie starego roku na Kociewiu wiązało się z wieloma obyczajami i wierzeniami. Sylwestrowy wieczór i noc pełne były wróżb i przepowiedni zapowiadających pomyślność lub brak fortuny w nadchodzącym roku. Dawniej stary rok żegnano nie na hucznych balach, lecz w domowej i rodzinnej atmosferze. Goście byli mile widziani, lecz bez nadmiernej przesady. Wieczorową porą zbierano się w głównej izbie na wróżby, lanie wosku, ołowiu. Z pływających skorupek orzecha lub rzucając but w kierunku drzwi wyjściowych panny przepowiadały rychłe zamążpójście. Przed samą północą zaś chłopcy trzaskali z batów, aby wypędzać stary rok. O północy strzelano z czego się tylko dało, a kiedy gospodarze pokładli się już do snu, zaczynała się pora sylwestrowych psot. Męska młodzież cichaczem wynosiła bramy i furty poza wieś, z obór wyprowadzano bydło do sąsiednich zagród, a szczytem wiejskich psot było wystawienie wozu na dach domu z zatknięciem dyszla do komina. Rano taki widok sprawiał wiele śmiechu, ale powodowało to też niemało strat.
Czas kolędy
Tradycyjne staropolskie odwiedziny parafian przez duszpasterzy to praktyka dość stara. Synod Piotrkowski w 1628 roku zezwolił kapłanom na odwiedzanie domów swoich wiernych w okresie Bożego Narodzenia. Był to moment udzielania błogosławieństwa dla domu i rodziny. Parafianie zaś przy tej okazji regulowali wszystkie zobowiązania wobec plebana. Jako przypieczętowanie Bożych błogosławieństw i świadectwo duszpasterskiej wizyty na drzwiach wejściowych do dziś kreśli się kredą napis K+M+B oraz datę . Wypisane „trzejkrólowe” pozdrowienie i błogosławieństwo (Kacper, Melchior, Baltazar) pozostawało nietknięte do następnej kolędy, jako przypomnienie powziętych na kolędzie postanowień poprawy. Zwyczaj tego pozdrowienia zachował się do dzisiaj.
Karnawałowe uciechy
Święto Trzech Króli (6 stycznia) kończy zasadniczy okres Bożego Narodzenia, zwanego również przez lud czasem Godów. Tak więc okres po Bożym Narodzeniu otwierał nowy czas – kuligów, maskarad, dworskich balów i zabaw ludowych, znany powszechnie jako karnawał. W tym czasie wyprawiano najwięcej wesel. Po rocznym okresie zaręczyn młodzi trafiali na ślubny kobierzec zgodnie z ludowym przysłowiem:„Miłość się przekomarza, aż klęknie u ołtarza”. Był to również czas zalotów, których kres wyznaczał dzień Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego). W tym okresie dawano sobie „słowo”. Czasami kawaler nie był do końca przekonany do kandydatki na żonę, a gdy jednak w ostatniej chwili decydował się na oświadczyny, narażał się na odpowiedź odmowną: „W dzień Panny Gromnicznej? Bywaj zdrów mój śliczny!” – bo na poważne konkury było już za późno. Wtedy nieszczęśnik miał jeszcze szansę w czasie tzw. zielonego karnawału, który zaczynał się tuż po Wielkanocy. Była to druga, wiosenna pora na amora, ale również z zachowaniem „miłosnej kwarantanny”, bowiem „Te, które w porę nie chciały, poczekają ponad roczek cały” lub „Już po karnawale, pora więc na gorzkie żale”.
Tłuste ostatki
Ostatki to ostatnie trzy dni przed Popielcem. Był to czas hucznych zabaw, którymi żegnano karnawał – od tłustej niedzieli do śledzika. Goszczono się wzajemnie, nie zapominając o obrzędach, wśród których najbardziej znane były zapustne tańce. Do dzisiaj z gościnnych dni najtrwalej zapisał się zapustny wtorek, popularnie nazywany śledzikiem.
Wielkanoc
Wielkie Triduum Paschalne kończy się uroczystą mszą rezurekcyjną. Owe uroczyste nabożeństwo, rozpowszechnione głównie w katolickich krajach słowiańskich, wywodzi się ze średniowiecznych misteriów pasyjnych. W Polsce rezurekcje, co z łacińskiego znaczy dosłownie „zmartwychwstanie”, wprowadzili bożogrobowcy – miechowici, czciciele męki Chrystysa i Jego zmartwychwstania, sprowadzeni do Miechowa około 1163 roku. Pierwszy opis nabożeństwa rezurekcyjnego pochodzi z XIII wieku i znajduje się w księdze katedry płockiej oraz w tzw. Rytuale Piotrkowskim. Rezurekcja zaczynała się o godz. 22:00, a kończyła o północy, jak obecnie liturgia Wigilii Paschalnej w Wielką Sobotę. Dopiero później ogłoszenie zmartwychwstania przy grobie, procesja i pierwsza Msza Święta przeniesione zostały na wczesny poranek Wielkiej Niedzieli. Dawniej msza rezurekcyjna odbywała się dokładnie godzinę po wschodzie słońca. Dlatego powszechnie znany był na Pomorzu i Kociewiu zwyczaj budzenia mieszkańców wsi o świcie na Rezurekcję. Młodzież męska urządzała po wsiach głośne przemarsze z bębnami, a towarzyszący temu hałas i harmider miał symbolizować grzmoty i trzęsienie ziemi, jakie towarzyszyły otwarciu Grobu Pańskiego. Po powrocie z rezurekcji przygotowywano świąteczne śniadanie, które w ten uroczysty dzień było nieco spóźnione i najczęściej zastępowało wielkanocny obiad. Tego dnia biesiadowano przy stole do późnych godzin popołudniowych, spędzając czas w rodzinnym gronie.
Świętojańska Noc
Astronomiczne przesilenie wyznaczające pierwszy dzień lata to tradycyjne sobótki, na Pomorzu zwane również wiankami. Od tego czasu tradycyjnie wolno już było się kąpać bo „Gdy Jan ochrzci wszystkie wody, już nie zrobią nikomu szkody”. Świętojańska Noc obchodzona była kiedyś z wielką dostojnością. Tego dnia sprzątano i czyszczono wszystkie studnie, zarówno te w obejściach, jak i ogólnowiejskie. Miały one dawać czystą wodę skoro w tym dniu miała przekwitać. Po południu zaś wybierano się do lasu i na łąki po zbiór ziół. Dziewczęta i kobiety zbierały dziurawca, krwawnik, białą koniczynę, miętę, rumianek i kwiat dzikiego bzu. Z zebranych ziół różne czyniono pożytki. Najczęściej były to mieszanki i herbaty lecznicze, napary i wywary, ale znany i popularny był też świętojański likier używany dla pobudzenia apetytu i uśmierzania bólu. Stary przepis kazał wziąć po 50 gramów suchego dziurawca, mięty pieprzowej i rumianku. To wszystko zalać trzeba 0,5 l czystego spirytusu. Po tygodniu alkohol należy zlać i odcedzić, wyciąg z ziół można osłodzić miodem wedle uznania. W mocnej postaci używa się tej nalewki jak kropli (30-50 kropel na kieliszek wody), a w stanie rozcieńczonym jako wódkę ziołową rozrobioną w takiej samej ilości wody. Nieodłączną tradycją związaną ze Świętojańską Nocą było palenie ognia w formie dużych ognisk na lądzie lub na wodzie (na specjalnie przygotowanych tratwach lub łodziach). Starannie przygotowany stos drewna podpalano jałowcem, zwykle na najwyższym wzniesieniu za wsią, w miejscu gdzie wszyscy mogli się zgromadzić. Kiedy ogniska już się paliły wznoszono radosne okrzyki i rozpoczynał się wesoły taniec dziewcząt. Kiedy stos się już dopalał, rozpoczynano skoki przez ogień – koniecznie w damsko-męskich parach, które trzymały się za ręce.
Przy Wigilijnym stole
Na Kociewiu w Wigilię poszczono niegdyś cały dzień aż do wieczora. Do stołu siadano po zachodzie słońca, a więc nie wcześniej niż po 16:30. Pod obrus zawsze kładziono wiązkę siana, a na stole stawiano tradycyjne potrawy w ilości nieparzystej: trzy, pięć, siedem… chociaż w zamożnych domach i włościańskich dworach było ich dwanaście. W biednych domach często jedynym wigilijnym jadłem był śledź z kartoflami. U lepiej sytuowanych trafiały się inne ryby, kluski z makiem, chudy żur lub barszcz, kapusta z grzybami, pierogi z kapustą, czasami uzupełniany o groch z kapustą, fasolę, siemię konopne oraz brzan, czyli zupę z owocowego suszu. Na kociewskim stole wigilijnym zawsze pozostaje wolne miejsce z pełnym nakryciem przeznaczone dla nieobecnych wśród żyjących, samotnego gościa lub zagubionego wędrowca, który zawsze może zapukać do drzwi. Jak powszechnie wiadomo wieczerza wigilijna jest posiłkiem postnym. Mimo tego mistrzowie kuchni, szczególnie w domach możnych potrafili przyrządzać prawdziwe kulinarne cacka. Dotyczyło to przede wszystkim ryb, których na stole zawsze było wiele, lecz wszystkie traktowano jako jedną potrawę: karp smażony, karp po polsku w szarym sosie, karp w galarecie, ryba w chrzanie, szczupak w maśle, sandacz z wody, ryba z grzybami, karp gotowany w piwie…
Symbole potraw:
opłatek – choć to nie potrawa, symbolizował zgodę i jedność,
chleb – oznaczał dobrobyt i początek nowego życia,
ryby – symbolizowały dawny znak chrześcijan, przypominały o chrzcie i nieśmiertelności wiary; w symbolice ludowej ryba była oznaką płodności i rodzącego się życia,
kapusta – miała odrodzić życiodajna moc, bo po zimowym uśpieniu przyroda znowu odżywa na wiosnę,
groch – w wierzeniach ludowych chronił przed chorobami, a w połączeniu z kapustą zapewniał urodzaj,
grzyby – ułatwiały ponoć nawiązanie kontaktów ze światem zmarłych, którzy – jak wierzono byli obecni przy wigilijnym stole,
mak – był zawsze symbolem płodności, dlatego też chociaż jedno danie winno znaleźć się na wigilijnym stole z jego udziałem,
jabłka – chroniły przed bólem gardła, a spożyte po wigilijnej wieczerzy zapewniały zdrowe gardło do końca zapustów,
miód – był jakby ukoronowaniem całej wigilijnej symboliki; zapewniał wszystkim domownikom i pozostałym uczestnikom wieczerzy pełną przychylność sił nadprzyrodzonych.
Na wielkanocnym stole
Wielkanocne stoły na Kociewiu zawsze były odświętnie przystrajane. Za nader uroczysty uchodził kiedyś kolor błękitny, czy kremowy i takimi właśnie obrusami lub płóciennymi serwetami nakrywano wielkanocne stoły. Jego środek rezerwowano na koszyk wypełniony kolorowymi kraszankami z kokoszką lub figurą baranka. W wielkanocnej tradycji przodują baranki cukrowe, czasem z czekolady lub marcepanu. Dawniej jednak najczęściej na kształt baranka formowano bryłę masła przeznaczonego na świąteczne śniadanie.
Święconka i jej symbole
Błogosławieństwo pokarmów, zwane powszechnie święconką, szczyci się długim rodowodem. Początki tego chrześcijańskiego obrzędu sięgają VIII wieku, w Polsce zaś jego pierwsze praktyki odnotowano w XIV stuleciu. Najpierw święcono pieczonego baranka. Potem dodawano kolejne pokarmy: ser, masło, ryby, olej, mięso, ciasto i wino, a następnie uzupełniono o jajka. Zestaw tych darów często się zmieniał, by ostatecznie pozostać przy siedmiu najważniejszych składnikach, z których każdy miał swoją symbolikę związaną z ludowymi wierzeniami i chrześcijańską tradycją.
Chleb to podstawowy pokarm niezbędny do życia. Gwarantował dobrobyt i pomyślność. Dla chrześcijan symbolizuje Ciało Chrystusa. Na Wielkanoc pieczono na Kociewiu specjalny chlebek zwany paska.
Jajko jest dowodem odradzającego się życia, symbolem zwycięstwa nad śmiercią. Tę symbolikę rozpowszechnili w Polsce niemieccy zakonnicy, a wywodzi się ona z zakazu spożywania jajek podczas Wielkiego Postu. Powracały one na stół właśnie podczas Wielkanocy.
Sól to minerał życiodajny, posiadający moc odstraszania wszelkiego zła. Bez soli nie ma życia. To także oczyszczenie, samo sedno istnienia i prawdy. Stąd stwierdzenie „sól tej ziemi”.
Wędlina zapewnia zdrowie i płodność, a także dostatek, bo przecież dawniej nie każdy mógł pozwolić sobie na taki luksus. Kiedyś był to choćby plaster szynki, a od XIX wieku słynna „polska kiełbasa”.
Ser symbolizuje przyjaźń zawarta pomiędzy człowiekiem, a siłami przyrody. Jest też gwarantem zdrowia zwierząt domowych, bowiem ser jest mlecznym produktem pochodzącym od krów, owiec i kóz.
Chrzan zawsze był starym, ludowym symbolem wszelkiej siły i krzepy fizycznej.
Ciasto do święconki weszło ostatnie jako symbol doskonałości i umiejętności – zapewne jako popis zdolności kulinarnych gospodyń domowych. Ciasto reprezentowane było głównie przez wielkanocne baby.
Wybrane kociewskie przysłowia związane z jedzeniem:
o kociewskim jadaku (żarłoku): „zjada zagon kartofli i sadzawkę barszczu”, „je całą gębą – jakby za płot ciepał”, „zjadłby konia z kopytami”.
„Dobry obiad i bez obrusa, kiedy jeno szczera dusza.”
„Po biednym obiedzie niedaleko zajedziesz.”
„Nie czekaj dziadku cudzego obiadku.”
„Po obiedzie spocznij chwilę, po kolacji przejdź się milę.”
„Az miło na duszy, jak się chlebek puszy.”
„Gdzie chleb i woda, tam nie ma głoda.”
„Kto używa na noc chleba, tysiąc kroków przejść mu trzeba.”
„Chciwy nawet w garnku bulwy rachuje.”
„Jadłbym kluski, nie mam mąki, chciałbym kochać, nie mam żonki.”
„Poszła panna krowy doić, napotkała byka: – A coż to za bestyja, co nie daje mlika.”
„Do kwaśnej kapusty, dobry jęzor tłusty.”
„Kapusta tłusta, sama lezie w usta.”
„I świnia czasem, mijając człowieka chrząknie.”
„Żałował kaczora, potem dał gąsiora.”
„Ryba najlepsza w chrzanie, w miodzie i szafranie.”
„Komu się ryby nie dostanie, ten na polewce przestanie.”
„Ani ryby, ani śledzi, niech tu diabeł z wami siedzi.”
„Szczupak od głowy, karp od ogona, a panna od średniego dzwona.”
„Gdzie się piwo warzy, tam się dobrze darzy.”
„Gdyby nie gorzoła, byłaby stodoła.”
„Nos czyrwóny łod wódki, słabe nogi, dech krótki, take só psicia skutki.”
„Na Święty Jakub chleba nie kup, jeno usiecz, zemlej i upiecz.”